czwartek, 16 maja 2013

"Nie marudź Reus"

   Po śniadaniu ktoś musi umyć naczynia (no bo po co naprawiać zmywarkę?), a tym 'ktosiem' jestem oczywiście ja. Kuba pojechał na trening, Agata razem z Oliwką poszła do Ewy (żona Łukasza), a Robert został ze mną. Po pierwsze dziwi mnie fakt, że mój braciszek pozwolił mu zostać, pod drugie: dlaczego on nie pojechał na trening?
-To co dzisiaj robimy?- spytał Robert, objął mnie i oparł brodę na moim ramieniu.
-Nie musisz jechać na trening?- spojrzałam na niego -Albo do ukochanej?- odsunął się ode mnie i oparł o ścianę.
-Rozstaliśmy się. Stwierdziłem, że tak czy inaczej nam nie wyjdzie, więc po co to ciągnąć-
-Nie była zaskoczona?-
-No...- spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko -Właściwie to oberwałem w twarz, zostałem obrzucony wszelkimi epitetami i straciłem zestaw talerzy oraz laptopa-
-Karate kid!- zrobiłam ruch niczym mistrz sztuk walki, co wywołało uśmiech na twarzy Lewego.
-To i tak nic, w porównaniu do zniszczonego samochodu- puścił mi oczko.
-To był przypadek- odparłam i wróciłam do zmywania. Ręce Roberta znalazły się na moich udach, potem biodrach i przesuwały się coraz wyżej.
-Musisz to odpokutować- wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
*
   Zgadnijcie co? Właśnie przyleciałam do Madrytu! Borussia gra mecz z Realem o wejście do finału Ligi Mistrzów. Pierwszy półfinał wygrali z łatwością, więc jedną nogą są w finale. Spotkanie rozegra się dopiero jutro, więc Jurgen zarządził 'grupowe zwiedzanie miasta'. Prawdę mówiąc to nie wiem, w jakim charakterze tu 'występuję', bo reszta drużyny przyjechała z żonami lub narzeczonymi, no a ja i Robert... To skomplikowane. Oficjalnie parą nie jesteśmy, ale nieoficjalnie widujemy się codziennie, a cała drużyna wie, że coś między nami jest. Czas pokaże co z tego będzie. Mam nadzieję, że wszystko prędzej czy później będzie jasne.
-Trenerze!- krzyknął z tyłu Marco. Jurgen odwrócił się w naszą stronę -Możemy już wrócić do hotelu? Nogi mnie bolą!-
-Nie marudź Reus- odparł spokojnie Klopp.
-Ale trenerze jak ja będę jutro biegał?- zaczął jęczeć piłkarz, co wywołało u mnie atak śmiechu.
-Marco, wyluzuj- Robert poklepał go po plecach, Niemiec wywrócił oczami i zaczął szybciej przebierać nogami. Około 40 minut później wróciliśmy do autokaru i pojechaliśmy do hotelu, ponieważ Marco zaczął tak marudzić, że nie dało się go znieść. O dziwo, piłkarze mogą być w pokoju razem ze swoim sympatiami. Czyżby nowa strategia, Jurgen?
-Wychodzi na to, że my śpimy tu- odparł Robert, patrząc na numer drzwi.
-Wiesz co?- zaczęłam.
-Hmm?- burknął Lewy i wniósł nasze rzeczy do środka.
-Od pewnego czasu wszystko jest... Inne- dokończyłam, zamykając drzwi.
-To znaczy?- spytał zrzucając z siebie torbę.
-Po pierwsze Jurgen pozwala wam zabrać na mecz swoje drugie połówki, Kuba nie ma nic przeciwko temu, że jesteśmy w jednym pokoju. Nagle wszyscy się zmienili-
-No a ty?- spojrzał na mnie.
-Co ja?- lekko się zdezorientowałam.
-Ty, moja droga- zaczął i objął w biodrach -Też się zmieniłaś- złożył pocałunek na mojej szyi.
-Niby w jaki sposób?-
-Zrobiłaś się milsza i trochę się wyciszyłaś. Podoba mi się to- spojrzał na mnie znacząco. Uśmiechnęłam się i już zaczęło się robić miło, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-Kuba? A ty co?- spytałam zaskoczona widząc mojego brata przed drzwiami.
-Sprawdzam co robicie, czy...- zawahał się- czy się nie nudzicie- dodał szybko, chociaż bardzo dobrze wiedziałam, co mu chodzi po głowie.
-Wszystko jest okej, nie musisz nas sprawdzać - wtrącił się Robert, który nie wiadomo skąd się pojawił koło mnie. Kuba wymusił na sobie uśmiech i wrócił do siebie -Jednak nic się nie zmienił-
   Pod wieczór zjedliśmy wspólną kolację (całą drużyną), a koło jedenastej wszyscy piłkarze leżeli już grzecznie w swoich łóżeczkach. No oprócz Mario i Marco, którzy jako jedyni są singlami i od ponad dwóch godzin grają na Xbox-ie.
*
   Mecz jest strasznie nerwowy. Nie dość, że Borussi nie widać na boisku, to jeszcze jest bardzo agresywnie. Już kilka razy prawie wyszłam z siebie, kiedy jakiś cham faulował mi Roberta (i to nie tak, jak na piłkarza przystało). Końcówka była najgorsza. Królewscy strzelili aż dwa gole w ciągu kilku minut, ale kiedy rozbrzmiał gwizdek końcowy sędziego, to jedenastkę z Dortmundu rozpierała radość. 
   Po meczu pojechaliśmy prosto na lotnisko. Przez cały lot chłopaki nie mogli się uspokoić. Krzyczeli, biegali, tańczyli, a co najgorsze... Kuba zaczął śpiewać. Myślałam, że nie wytrzymam, jego 'wokal' jest nie do zniesienia. Dzięki Bogu już dolatywaliśmy, bo już nie dawałam rady, na prawdę. Z lotniska każdy pojechał w swoją stronę. Ja pojechałam z Robertem, dawno nie byłam u niego na noc. 
-To co będziemy robić?- spytał z uśmiechem. Jak oni to robią, że po meczu mają jeszcze tyle energii?
-A na co masz ochotę?-
-Ty już bardzo dobrze wiesz na co- o tej porze w mieście nie ma praktycznie ruchu, więc po dziesięciu minutach byliśmy już w domu. Nie zdążyłam nawet wyciągnąć bagaży z samochodu, ponieważ Lewy wziął mnie na ręce i właściwie wbiegł ze mną do środka. Szybko pozbyłam się połowy ubrań, a Robert składał pocałunki na całym, moim ciele.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam- myślałam, że zejdę na zawał, kiedy usłyszałam ten głos. 
*
Na jednym blogu poruszyłam temat LM, więc i tu musiałam :) Zapraszam na mojego tumblr'a. Na górze, w zakładkach jest link :)

sobota, 4 maja 2013

"A czemu Ty leżysz tu, a nie w swoim wyrku?"

   Kamyku rozdział dla Ciebie (znowu), gdyż Robert kocha tylko i wyłącznie Ciebie <3
*
 Od kilku tygodni pracuję na stanowisku: asystentka tatuażysty. Tak przynajmniej nazywa mnie Doug.
-Dobra, kończymy i idziemy się zabawić!- zadyrygował Doug i wszyscy wstali ze swoich miejsc. Wzięłam z zaplecza swoje rzeczy i wyszłam z budynku.
-Gdzie tym razem idziemy?- spytałam, ubierając kurtkę. Chłopaki wprowadzili taką tradycję, że zawsze po dobrym dniu, idą na jakąś imprezę.
-No tam gdzie zawsze- odparł Danny i schował klucze od drzwi do kieszeni.
   Po kilkunastu minutowym spacerze, doszliśmy na miejsce. Klub jak zwykle pęka w szwach. Po kilku drinkach, zaczęliśmy się rozluźniać. Chłopaki poszli wyrywać jakieś 'dupy', a ja zostałam sama z Dougiem.
-To co? Jeszcze po jednym!- krzyknął radośnie chłopak, a po chwili kelnerka przyniosła drinki. Po kilku minutowej rozmowie, strasznie zaczęło kręcić mi się w głowie -Wszystko okej?-
-Tak, po prostu zrobiło mi się duszno- Doug wstał z kanapy i chwycił mnie za rękę.
-Chodź, przewietrzysz się- wyszliśmy z klubu i poszliśmy w kierunku pobliskiego parku. Po krótkiej chwili zrobiło mi się lepiej, ale wciąż wirowało mi w głowie. Usiedliśmy na ławce w 'centrum' parku -Lepiej?-
-Powiedzmy- po chwili ręka Doug'a znalazła się na mojej talii. Nastała niezręczna cisza, nie wiem czy mam jakoś zareagować czy coś... W sumie mi to nie przeszkadza.
-Jak Ci się u nas pracuje?- spytał ni stąd, ni zowąd.
-W porządku, chyba lepszej pracy nie mogłam sobie wymarzyć- spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Ten w zamian obdarzył mnie buziakiem. Całkiem przyjemnie, ale... -Czekaj, jesteśmy tylko znajomymi tak?-
-Nie wygłupiaj się- Dougie nie przestawał mnie całować.
-Przestań- odepchnęłam go, ale on nie dawał za wygraną. Chwycił mnie mocno za nadgarstki i oparł o ławkę tak, że w żaden sposób nie mogłam się ruszyć.
-Wiem, że tego chcesz- szeptał mi do ucha. Czułam odrazę i obrzydzenie do niego. Chciałam jak najszybciej  stąd uciec. Doug zaczął się do mnie dobierać, nie miałam siły się bronić. Stałam się całkowicie bezradna w stosunku do niego. Wiedziałam, że tego nie uniknę, że za chwilę on... On mnie po prostu zgwałci. Wtedy usłyszałam czyjś głos, właściwie krzyk. Nie byłam w stanie spojrzeć w stronę, z której dochodził dźwięk. Nagle Doug od kogoś oberwał. Tym KIMŚ był nie kto inny tylko Robert. Pierwszy raz widziałam go tak rozwścieczonego. Właściwie nie przestawał okładać Doug'a. Nie zwracał uwagi w co trafia, walił go na oślep.
-Już dosyć...- szepnęłam ostatkami sił. Robert spojrzał na mnie, splunął na Doug'a i wziął mnie na ręce. Oplotłam dłonie wokół jego szyi i wtuliłam się w niego. Łzy leciały mi po policzkach, a ja nie miałam siły ich otrzeć.
-Jesteś już bezpieczna, nic Ci on nie zrobi- Robert całą drogę mnie uspokajał, a ja za nic nie mogłam przestać płakać. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona i bezbronna.
   Przez całą drogę do domu Robert niósł mnie na rękach. Kiedy weszliśmy do środka, Kuba zaczął strasznie histeryzować. Chciał dzwonić na policję, ale wybiłam mu ten pomysł z głowy. Wiem, że tak powinien zrobić, ale nie chcę nikomu opowiadać o tym, co się działo w parku. Agata zrobiła mi herbatę, a Robert zaniósł mnie do łóżka. Nie pamiętam zbyt wiele, bo dosyć szybko zasnęłam, ale wiem, że przez cały czas kurczowo trzymałam Roberta za dłoń.
*Robert*
   Dzięki Bogu, że poszedłem wtedy biegać. Gdyby mnie tam nie było... On ją mógł zgwałcić, albo posunąć się do czegoś jeszcze gorszego. Dorwę tego gnoja, a wtedy go zabiję... Powinienem bardziej jej pilnować. 
-Robert?- usłyszałem za sobą głos Kuby. Domyślam się, że chce mnie stąd wyrzucić, cały on. 
-Jula właśnie zasnęła, więc będę się zbierał- delikatnie wyjąłem rękę z jej uścisku. 
-Jeśli chcesz... Możesz z nią zostać- z trudem to z siebie wydusił- Na pewno się ucieszy i będzie spokojniejsza- to aż dziwne, że Kuba -osoba, która o mało co nie złamała mi nosa- pozwala mi zostać sam na sam z jego, ukochaną siostrą.
-Jeśli nie masz nic przeciwko, to z chęcią zostanę- mimowolnie się uśmiechnąłem. 
-Ale Ty śpisz tam- wskazał na kanapę, stojącą w przeciwnej części pokoju. Kuba wyszedł na chwilę, po czym wrócił niosąc kołdrę i poduszkę, domyślam się, że dla mnie. Podziękowałem mu, pościeliłem 'łóżko' i rozebrałem się do samych bokserek. Wskoczyłem pod kołdrę i starałem się jak najszybciej zasnąć.

*Jula*
   Boże! Dlaczego ja zawsze mam jakieś pojebane sny? Godzina trzecia, a ja za nic nie mogę zasnąć. Do tego ten deszcz, który niemiłosiernie uderza w szybę okna. To będzie ciężka noc. Odwróciłam się w drugą stronę i zauważyłam śpiącego na kanapie Roberta. Ciekawe czy Kuba wie, że on tu jest. Domyślam się, że nie ma pojęcia, w przeciwnym razie z pewnością go zamorduje. Gdy Robert się poruszył, spadła mu kołdra. Co za niedołęga... Wstałam z łóżka i podeszłam do niego. Chciałam tylko go przykryć, żeby mi się przypadkiem nie rozchorował, ale te jego mięśnie pokrzyżowały mi plany. Nagle wróciło mi to wszystko, z czego ostatnio się leczyłam. Przypomniała mi się ta nasza pierwsza wspólna noc i pierwszy wspólny poranek. Było wtedy tak wspaniale, jeszcze nigdy nie przeżywałam czegoś takiego. Nie zastanawiając się długo, ułożyłam się koło niego i wtuliłam w jego pięknie umięśniony tors. Przykryłam nas kołdrą i nie wiedząc kiedy zasnęłam. 
   Rankiem obudził mnie wiercący się Robert.
-Co Ty robisz?- spytałam zaspanym głosem. 
-A czemu Ty leżysz tu, a nie w swoim wyrku?- spytał i pocałował mnie na dzień dobry. 
-Jakoś nie mogłam zasnąć, a tak poza tym to wiesz, że jeśli Kuba się dowie, że tu jesteś to Cię zamorduje?- na twarzy Roberta pojawił się ogromny uśmiech.
-Sam mi zasugerował, żeby został-
-Żartujesz prawda?- pokręcił przecząco głową- Kuba nie jest na tyle głupi, żeby zostawić sam na sam, ze swoją siostrą napalonego, przystojnego i wysportowanego chłopaka- 
-Uważasz, że jestem przystojny?- spytał, chociaż doskonale zna odpowiedź. 
-A nie jesteś?- wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Czułam jak Robert wodzi za mną wzrokiem. Mierzył mnie od góry do dołu. Spojrzałam na niego, a że jestem w samej bieliźnie na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech niż przed chwilą. Już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale byłam szybsza -O nie kochany. Mój brat jest na dole- odparłam dokładnie wiedząc, co mu chodzi po głowie. 
-Oj no nie usłyszy nas- powiedział błagalnym głosem. 
-Nie- odparłam krótko. Robert chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-Oj no proszę- namiętnie mnie pocałował. 
-Nie- odparłam, odpychając go. Tym razem nic nie powiedział. Zaczął całować mnie po szyi, dekolcie, brzuchu, co wywołało u mnie cichy chichot. Już prawie się poddałam, ale usłyszałam kroki Kuby. Robert wskoczył z powrotem pod kołdrę, a ja zaczęłam przeszukiwać szafę. 
-Już nie śpisz?- spytał zdziwiony.
-No tak wyszło, a tak właściwie to co tu robi Lewy?- spytałam 'całkowicie zszokowana'.
-Stwierdziłem, że będzie lepiej jeśli zostanie- uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam go. 
-Dziękuję- 
-Za co?- 
-Za wszystko- 
   Kiedy Kuba wyszedł, Robert od razu się 'obudził'. Ubraliśmy się i zeszliśmy na dół gdzie czekało na nas śniadanie.
*
   Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale miałam testy, a potem doskwierał mi brak weny. Chciałam tylko poinformować, że planuje skończyć opowiadanie na 20 rozdziałach :) To taka mała informacja.