-To co dzisiaj robimy?- spytał Robert, objął mnie i oparł brodę na moim ramieniu.
-Nie musisz jechać na trening?- spojrzałam na niego -Albo do ukochanej?- odsunął się ode mnie i oparł o ścianę.
-Rozstaliśmy się. Stwierdziłem, że tak czy inaczej nam nie wyjdzie, więc po co to ciągnąć-
-Nie była zaskoczona?-
-No...- spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko -Właściwie to oberwałem w twarz, zostałem obrzucony wszelkimi epitetami i straciłem zestaw talerzy oraz laptopa-
-Karate kid!- zrobiłam ruch niczym mistrz sztuk walki, co wywołało uśmiech na twarzy Lewego.
-To i tak nic, w porównaniu do zniszczonego samochodu- puścił mi oczko.
-To był przypadek- odparłam i wróciłam do zmywania. Ręce Roberta znalazły się na moich udach, potem biodrach i przesuwały się coraz wyżej.
-Musisz to odpokutować- wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
*
Zgadnijcie co? Właśnie przyleciałam do Madrytu! Borussia gra mecz z Realem o wejście do finału Ligi Mistrzów. Pierwszy półfinał wygrali z łatwością, więc jedną nogą są w finale. Spotkanie rozegra się dopiero jutro, więc Jurgen zarządził 'grupowe zwiedzanie miasta'. Prawdę mówiąc to nie wiem, w jakim charakterze tu 'występuję', bo reszta drużyny przyjechała z żonami lub narzeczonymi, no a ja i Robert... To skomplikowane. Oficjalnie parą nie jesteśmy, ale nieoficjalnie widujemy się codziennie, a cała drużyna wie, że coś między nami jest. Czas pokaże co z tego będzie. Mam nadzieję, że wszystko prędzej czy później będzie jasne.
-Trenerze!- krzyknął z tyłu Marco. Jurgen odwrócił się w naszą stronę -Możemy już wrócić do hotelu? Nogi mnie bolą!-
-Nie marudź Reus- odparł spokojnie Klopp.
-Ale trenerze jak ja będę jutro biegał?- zaczął jęczeć piłkarz, co wywołało u mnie atak śmiechu.
-Marco, wyluzuj- Robert poklepał go po plecach, Niemiec wywrócił oczami i zaczął szybciej przebierać nogami. Około 40 minut później wróciliśmy do autokaru i pojechaliśmy do hotelu, ponieważ Marco zaczął tak marudzić, że nie dało się go znieść. O dziwo, piłkarze mogą być w pokoju razem ze swoim sympatiami. Czyżby nowa strategia, Jurgen?
-Wychodzi na to, że my śpimy tu- odparł Robert, patrząc na numer drzwi.
-Wiesz co?- zaczęłam.
-Hmm?- burknął Lewy i wniósł nasze rzeczy do środka.
-Od pewnego czasu wszystko jest... Inne- dokończyłam, zamykając drzwi.
-To znaczy?- spytał zrzucając z siebie torbę.
-Po pierwsze Jurgen pozwala wam zabrać na mecz swoje drugie połówki, Kuba nie ma nic przeciwko temu, że jesteśmy w jednym pokoju. Nagle wszyscy się zmienili-
-No a ty?- spojrzał na mnie.
-Co ja?- lekko się zdezorientowałam.
-Ty, moja droga- zaczął i objął w biodrach -Też się zmieniłaś- złożył pocałunek na mojej szyi.
-Niby w jaki sposób?-
-Zrobiłaś się milsza i trochę się wyciszyłaś. Podoba mi się to- spojrzał na mnie znacząco. Uśmiechnęłam się i już zaczęło się robić miło, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-Kuba? A ty co?- spytałam zaskoczona widząc mojego brata przed drzwiami.
-Sprawdzam co robicie, czy...- zawahał się- czy się nie nudzicie- dodał szybko, chociaż bardzo dobrze wiedziałam, co mu chodzi po głowie.
-Wszystko jest okej, nie musisz nas sprawdzać - wtrącił się Robert, który nie wiadomo skąd się pojawił koło mnie. Kuba wymusił na sobie uśmiech i wrócił do siebie -Jednak nic się nie zmienił-
Pod wieczór zjedliśmy wspólną kolację (całą drużyną), a koło jedenastej wszyscy piłkarze leżeli już grzecznie w swoich łóżeczkach. No oprócz Mario i Marco, którzy jako jedyni są singlami i od ponad dwóch godzin grają na Xbox-ie.
-Trenerze!- krzyknął z tyłu Marco. Jurgen odwrócił się w naszą stronę -Możemy już wrócić do hotelu? Nogi mnie bolą!-
-Nie marudź Reus- odparł spokojnie Klopp.
-Ale trenerze jak ja będę jutro biegał?- zaczął jęczeć piłkarz, co wywołało u mnie atak śmiechu.
-Marco, wyluzuj- Robert poklepał go po plecach, Niemiec wywrócił oczami i zaczął szybciej przebierać nogami. Około 40 minut później wróciliśmy do autokaru i pojechaliśmy do hotelu, ponieważ Marco zaczął tak marudzić, że nie dało się go znieść. O dziwo, piłkarze mogą być w pokoju razem ze swoim sympatiami. Czyżby nowa strategia, Jurgen?
-Wychodzi na to, że my śpimy tu- odparł Robert, patrząc na numer drzwi.
-Wiesz co?- zaczęłam.
-Hmm?- burknął Lewy i wniósł nasze rzeczy do środka.
-Od pewnego czasu wszystko jest... Inne- dokończyłam, zamykając drzwi.
-To znaczy?- spytał zrzucając z siebie torbę.
-Po pierwsze Jurgen pozwala wam zabrać na mecz swoje drugie połówki, Kuba nie ma nic przeciwko temu, że jesteśmy w jednym pokoju. Nagle wszyscy się zmienili-
-No a ty?- spojrzał na mnie.
-Co ja?- lekko się zdezorientowałam.
-Ty, moja droga- zaczął i objął w biodrach -Też się zmieniłaś- złożył pocałunek na mojej szyi.
-Niby w jaki sposób?-
-Zrobiłaś się milsza i trochę się wyciszyłaś. Podoba mi się to- spojrzał na mnie znacząco. Uśmiechnęłam się i już zaczęło się robić miło, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-Kuba? A ty co?- spytałam zaskoczona widząc mojego brata przed drzwiami.
-Sprawdzam co robicie, czy...- zawahał się- czy się nie nudzicie- dodał szybko, chociaż bardzo dobrze wiedziałam, co mu chodzi po głowie.
-Wszystko jest okej, nie musisz nas sprawdzać - wtrącił się Robert, który nie wiadomo skąd się pojawił koło mnie. Kuba wymusił na sobie uśmiech i wrócił do siebie -Jednak nic się nie zmienił-
Pod wieczór zjedliśmy wspólną kolację (całą drużyną), a koło jedenastej wszyscy piłkarze leżeli już grzecznie w swoich łóżeczkach. No oprócz Mario i Marco, którzy jako jedyni są singlami i od ponad dwóch godzin grają na Xbox-ie.
*
Mecz jest strasznie nerwowy. Nie dość, że Borussi nie widać na boisku, to jeszcze jest bardzo agresywnie. Już kilka razy prawie wyszłam z siebie, kiedy jakiś cham faulował mi Roberta (i to nie tak, jak na piłkarza przystało). Końcówka była najgorsza. Królewscy strzelili aż dwa gole w ciągu kilku minut, ale kiedy rozbrzmiał gwizdek końcowy sędziego, to jedenastkę z Dortmundu rozpierała radość.
Po meczu pojechaliśmy prosto na lotnisko. Przez cały lot chłopaki nie mogli się uspokoić. Krzyczeli, biegali, tańczyli, a co najgorsze... Kuba zaczął śpiewać. Myślałam, że nie wytrzymam, jego 'wokal' jest nie do zniesienia. Dzięki Bogu już dolatywaliśmy, bo już nie dawałam rady, na prawdę. Z lotniska każdy pojechał w swoją stronę. Ja pojechałam z Robertem, dawno nie byłam u niego na noc.
-To co będziemy robić?- spytał z uśmiechem. Jak oni to robią, że po meczu mają jeszcze tyle energii?
-A na co masz ochotę?-
-Ty już bardzo dobrze wiesz na co- o tej porze w mieście nie ma praktycznie ruchu, więc po dziesięciu minutach byliśmy już w domu. Nie zdążyłam nawet wyciągnąć bagaży z samochodu, ponieważ Lewy wziął mnie na ręce i właściwie wbiegł ze mną do środka. Szybko pozbyłam się połowy ubrań, a Robert składał pocałunki na całym, moim ciele.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam- myślałam, że zejdę na zawał, kiedy usłyszałam ten głos.
*
Na jednym blogu poruszyłam temat LM, więc i tu musiałam :) Zapraszam na mojego tumblr'a. Na górze, w zakładkach jest link :)
tak długo czekalam na ten rozdział :D Fajnie ze Julka jest blizej Roberta :D sadze ze im przeszkodzila byla narzeczona ;d
OdpowiedzUsuńkiedy nastepny ?