poniedziałek, 15 kwietnia 2013

"Marco to tylko znajomy"

   Właśnie sobie uświadomiłam, że nadszedł czas aby zrobić coś ze swoim życiem. Po pierwsze i najważniejsze - muszę się pogodzić z Kubą. Nie wiem czy będzie chciał mnie widzieć, ale mam nadzieję, że jakoś mnie zrozumie. Po drugie muszę poszukać jakiejś pracy, bo do szkoły na pewno nie wrócę. Po trzecie muszę przejść na jakiś zdrowy tryb życia, bo jak tak dalej pójdzie, to umrę przez 40-tką. Zresztą nie czas na rozmyślenia, teraz trzeba działać. Boże to brzmi jak z jakiegoś plakatu wyborczego...
   Raz kozie śmierć. Zapukałam w drzwi Kuby i czekałam na reakcję domowników. Mogę się założyć, że Agata zrobi wszystko, żebym tylko znowu się nie wprowadziła. Jeśli już Kuba mi pozwoli znowu z nim zamieszkać, to jego żonka za wszelką cenę będzie chciała mnie wyrzucić. No ale cóż, ja mu żony nie wybierałam, a szkoda... Dźwięk przekręcanego klucza w zamku, drzwi powoli się otwierają, a moim oczom ukazuje się mój brat. Ciężko wyczytać z jego wyrazu twarzy czy jest zadowolony, że mnie widzi, czy wręcz przeciwnie.
-Cześć Kuba- odparłam nieśmiało, co ostatnio często mi się zdarza. Ogólnie od kiedy mieszkam w Dortmundzie stałam się bardziej spokojna i uprzejma. Nie przychodzą mi już do głowy głupie pomysły, no może pomijając rozbicie samochodu Roberta.
-Jesteś ostatnią osobą, której się spodziewałem- zaczął szorstko, ale po chwili na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech -Ale jedyną, której obecność sprawi mi tyle radości- w tym momencie zrozumiałam, że Kuba jest najukochańszym bratem pod słońcem. Chyba mówię to po raz pierwszy, tak na prawdę -Wejdź do środka-
-Dzięki- odwiesiłam kurtkę na wieszak i weszłam do salonu. Na kanapie siedzi Agata, a obok niej Oliwka, która bawi się lalką.
-Co Ty tu robisz?!- spytała z wielkim wyrzutem i złością Agata.
-Akurat nie Twoja sprawa. Chciałabym po prostu porozmawiać z bratem-
-Kochanie, mogłabyś zostawić nas samych?- wielce oburzona, wzięła Oliwkę na ręce i wyszła pokoju. Kuba też ulotnił się z pomieszczenia. Usiadłam na kanapie, a po chwili piłkarz wrócił i podał mi szklankę soku.
-Na początku chciałam Cię przeprosić, że byłam wobec Ciebie- nie za bardzo wiem jakiego słowa użyć, żeby określić moje zachowanie.
-Chamska?- podpowiedział Kuba, a ja przytaknęłam głową -Nie ukrywam, że było mi cholernie przykro z tego powodu. Wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej, a Ty po prostu robiłaś wszystko, żeby tylko uprzykrzyć mi życie- nie odrywałam wzroku od podłogi, cholernie mi głupio -Popatrz na mnie- chcą nie chcąc, spojrzałam na niego -Próbuję Cię chronić, bo jesteś moją małą siostrzyczką, która jeszcze nie ma pojęcia o wielu sprawach. Chciałbym tylko, żebyś zrozumiała, że nikt nie chce dla Ciebie źle-
-No może oprócz Twojej żony...- burknęłam półgłosem.
-Ona też się o Ciebie martwi. Może tego nie okazuje, ale na prawdę bardzo nalegała, żebym do Ciebie zadzwonił. Ja jednak upierałem się przy swoim, mimo że bardzo tęskniłem-
-To- lekkie zawahanie -Mogę tu z powrotem zamieszkać?-
-To chyba oczywiste, że tak- przytuliłam go. Od dawna nie rozmawialiśmy tak 'szczerze', zawsze były to krótkie rozmowy albo po prostu kłótnie. Tak na prawdę od kiedy Kuba mieszka w Dortmundzie, kontakt nam się urwał. Straciliśmy tę relację, która łączyła nas przez całe dzieciństwo. Jak byłam jeszcze małym brzdącem, Kuba był idealnym, starszym bratem. Tak na prawdę zostałam wychowana przez niego i babcię. Mamy nawet nie pamiętam, bo kiedy miałam niespełna pół roku, ojciec ją zamordował. Przez to wychowywałam się również bez taty, który został skazany na 15 lat. Ostatni raz widziałam go na jego pogrzebie... Smutne, ale prawdziwe -A gdzie są Twoje rzeczy?-
-No u Marco, a gdzie mają być?- wzrok Kuby mówił wszystko. Kompletnie zapomniałam, że on nic nie wie. Nie ma pojęcia, że przez ostatnie dni mieszkałam z Marco.
-Ale Ty z nim nic nie ten...-
-Nie! Marco to tylko znajomy- przynajmniej ja tak go traktuje. Kuba odetchnął z ulgą.
-No to chodźmy do niego, musimy zabrać Twoje rzeczy- wstaliśmy z kanapy - A przede wszystkim mu podziękować za przenocowanie Ciebie-
*
   Jak dobrze znowu spać w swoim, najwygodniejszym łóżku świata. Nie uwierzycie, ale wspólnie zjedliśmy kolacje. Mówiąc 'wspólnie' mam na myśli siebie, Kubę, Oliwię i o dziwo Agatę. Ten dzień zdecydowanie różnił się od wszystkich dni spędzonych w Dortmundzie do tej pory. Ciesze się, że coś się zmienia, że ja się zmieniam. Wydaje mi się, że teraz wszystko będzie prostsze. 
   Czas zacząć realizować ciąg dalszy mojego planu. Punkt pierwszy zrobiony, więc czas na zajęcie się drugim. Mianowicie szukaniem pracy. Jak tylko zjadłam śniadanie, poleciałam do sklepu po jakieś gazety codzienne i zabrałam się za czytanie rubryki dla bezrobotnych. Pomimo, że jest niesamowicie dużo ofert, żadna nie jest stworzona dla mnie. Albo praca na budowie, albo sprzedawca, albo kelnerka. 
-Opiekunka do zwierząt- szepnęłam do siebie. To może być nawet ciekawe. 
-Znalazłaś coś dla siebie?- spytał Kuba i usiadł, z filiżanką kawy, przy stole.
-No coś niby jest, ale nie wiem czy się nadaje-
-A co takiego?- wziął łyka kawy. 
-Praca jako opiekunka do zwierząt- 
-Ty i Twoje podejście do tych biednych istot- spiorunowałam go wzrokiem-No co? Nie pamiętasz jak przez Ciebie zaginął nam pies, kot i dwie papugi? Nie wspomnę o zabiciu czterech rybek-
-To nie była moja wina!-
-No rzeczywiście, w sumie same mogły się nakarmić, prawda?- nie znoszę, kiedy mi to wypomina. Już chciałam mu coś powiedzieć, ale wtedy coś rzuciło mi się w oczy. 'Studio tatuażu poszukuje wykwalifikowanego pracownika. Jeśli jesteś pasjonatem/ pasjonatką tatuaży i masz w sobie coś z artysty, zadzwoń'. Przecież to praca idealna dla mnie. Po pierwsze kiedyś pracowałam w takim studiu i było genialnie, po drugie kocham tatuaże. Zresztą kilka z tych, które są na moim ciele, wykonałam własnoręcznie. Chwyciłam telefon i wybrałam numer. 
-Dzień dobry, studio 'Sin Skin' w czym mogę pomóc?- usłyszałam mega podniecający głos mężczyzny.
-Ja w sprawie ogłoszenia- po kilku minutowej rozmowie, umówiłam się z Dougiem  (tak ma na imię chłopak) na spotkanie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jeśli dostane tę robotę, będę najszczęśliwszą osobą pod słońcem. 
   Jeszcze nigdy się tak nie stresowałam, a najlepsze jest to, że nie wiem czego się boję. W sumie to tylko rozmowa o pracę. Bez niej też dam sobie radę, to znaczy Kuba mi pomoże, więc co mi za różnica.
-Ty jesteś Julia?- spytał mnie wysoki chłopak. Oniemiałam z wrażenia. Jest wprost boski! Ma jasnobrązowe włosy, przepiękne oczy i genialne tatuaże na ręce. Ideał!
-Tak- odparłam nieśmiało. Boże, po raz pierwszy od nie wiem jak dawna, ktoś mi się aż tak spodobał. 
-Wejdźmy do środka. Trochę mi o sobie opowiesz- weszliśmy do kawiarni. 
   Jak się później okazało, Dougie nie jest Niemcem (co dało się poznać po jego akcencie). Urodził się w Anglii, a do Dortmundu przeniósł się kilka miesięcy temu. W Anglii grał na basie w jakimś zespole. Studio prowadzi z grupką znajomych (z tymi samymi, z którymi założył zespół), a że tylko on i jeszcze jeden kolega mają jakiekolwiek pojęcie o tatuowaniu, potrzebują jeszcze jednego pracownika. Dlatego w gazecie pojawiło się ogłoszenie. Po ponad godzinnej rozmowie, poszliśmy do studia, w którym najprawdopodobniej będę pracować. Mam nadzieję, że moje marzenie się spełni...
*
   Dzisiaj taki 'spokojny' rozdział. Wiem, mało piłkarzy, ale bądźcie cierpliwi :) Zdjęcie nowego bohatera, już w galerii.

wtorek, 9 kwietnia 2013

"Jesteś cholernie uzależniający"

   Rano, uśmiechnięta zeszłam na dół. Na stole stało, przygotowane przez Marco, śniadanie. Wygląda bardzo apetycznie, jedzenie oczywiście. Chociaż w sumie on też jest niczego sobie, ale raczej nie mój typ. Usiadłam naprzeciwko niego.
-Jak się spało?- spytał.
-Nie narzekam- odparłam, ziewając.
-Ale głowa boli, nie?- uśmiechnęłam się.
-Nie, aż tak bardzo nie-
   Jak zwykle, Marco pojechał na trening, a ja zostałam sama. SMS od Roberta. Lekko się boję otworzyć wiadomość, może już mnie pozwał o zniszczenie mienia czy coś? To naprawdę bardzo prawdopodobne. Może i jest osobą, która strasznie dużo zarabia, ale samochód do tanich rzeczy nie należy.

"Spotkajmy się. Dzisiaj u mnie o 20.
Przyjdź, proszę"

   Pewnie przyjdę, a tam jego prawnik i pozew na stole. Dlaczego zawsze muszę się tak wrobić? Dlaczego pech mnie nie opuszcza? Zawsze pod prąd... Teraz nie czas na zamartwianie się. Do spotkania mam jeszcze kilka dobrych godzin, więc relaks. Na początek ciepła, długa kąpiel z bąbelkami. O tak, dużo bąbelków...
   Kąpiel dobra na wszystko. W między czasie napisałam do Pauli. Okazało się, że już wyjechali. Czyżby aż tak bali się konsekwencji? Zawsze to ja przez nich obrywam, a przez Adriana to w szczególności. Nieważne, było minęło. Marco powinien niedługo wrócić, więc może dzisiaj ja, zrobię obiad. Nie mam pomysłu co ugotować, więc chyba trzeba poszperać w internecie.
   Zbliża się godzina mojej śmierci. No nic, trzeba stawić temu czoła. Szybko się wyszykowałam, a po kilku minutach byłam pod drzwiami Roberta. Ledwo zadzwoniłam, a on już mi otworzył. Usiedliśmy na kanapie.
-Chcesz coś do picia?-
-Nie, dzięki- odparłam.
-Okej, więc...-
-Czemu nie zawiadomiłeś wczoraj policji, w końcu Twój samochód jest zmasakrowany- w końcu musiałam o to spytać.
-Prawdę mówiąc, nie zauważyłem- zaśmiał się -Wczoraj, kiedy wróciłem, było już późno, a ja byłem strasznie zmęczony. Jak wjechałem do garażu, po prostu wysiadłem z samochodu i poszedłem do domu. Zbytnio nie zwracałem uwagi co się dzieje wokół mnie. Rano przeczytałem Twojego SMS'a, ale nie za bardzo go zrozumiałem. Dopiero kiedy poszedłem po zgrzewkę wody do garażu, zauważyłem zniszczony samochód. Wtedy ogarnąłem o co chodziło z wiadomością od Ciebie-
-Słuchaj- powiedziałam lekko zakłopotana -Nie wiem jeszcze jak, ale postaram się zapłacić za naprawę. O ile to jeszcze da się naprawić, ale mam jedną prośbę. Nie zawiadamiaj policji, miałam już kuratora, więc będę mieć cholernie duże problemy. Wiem, że to co zrobiłam było głupie i bezmyślne, więc przepraszam-
-Wcale nie miałem zamiaru nikomu o tym mówić i nie musisz za nic płacić- spojrzałam na niego, a w moich oczach pojawiły się iskierki radości- Mam do Ciebie tylko jedną prośbę. Ja wybaczę Tobie i zapomnę o tym zdarzeniu, jeśli ty wybaczysz mi-
-No dobra- odparłam po krótkim namyśle. W sumie od początku wiedziałam, że to jednorazowa przygoda i niepotrzebnie wyobrażałam sobie, że będzie inaczej.
-Powiedz mi jeszcze coś. Dlaczego to zrobiłaś?-
-To akurat jest proste. Przyjechali moi znajomi i chcieli pojechać w jedno miejsce. Potrzebowaliśmy więc samochodu. Ponieważ mam klucze do Twojego domu, stwierdziłam że nic się nie stanie, jeśli na chwilę pożyczę, a potem oddam. No niestety sprawy się trochę pokomplikowały-
-No tak trochę- uśmiechnął się, a ja odpłaciłam się tym samym -Ale mów dalej-
-Pojechaliśmy do jednego baru i tam zaczęliśmy 'kosztować' niemieckie piwo. Mój kolega, który wcześniej prowadził, był zalany w trupa, więc to ja siadłam za kierownicą-
-Ty nic nie piłaś?- wbiłam wzrok w podłogę i puściłam mega buraka.
-No właśnie piłam...-
-Ile?-
-Z litr piwa? Ale to nie to było przyczyną. Po prostu mój kumpel, który siedział za mną, wymyślił sobie zabawę. Po prostu zaczął zasłaniać mi rękoma oczy. W pewnym momencie straciłam panowanie nad kierownicą i walnęłam najpierw w barierkę, a potem w lampę. Jako że jechaliśmy dosyć szybko, samochód wygląda tak, jak wygląda-
-Na szczęście wam się nic nie stało. To jest najważniejsze. Mieliście cholernie dużo szczęścia-
-Wiem-
-No, ale nieważne. Zapomnijmy o tym-
-Teraz Ty mi coś wyjaśnij-
-Widzę, że mamy wieczorek szczerości- odparł z uśmiechem. Cholernie lubię, jak pokazuje ząbki -No dobra, ale mów co chcesz wiedzieć-
-Dlaczego zdradziłeś swoją narzeczoną?- Robert lekko spoważniał. Było wesoło, ale ja po prostu muszę to wiedzieć.
-Ogólnie taki nie jestem, w sensie, że nigdy wcześniej nikogo nie zdradziłem. To po prostu... Wiesz, ciężko jest mi powiedzieć, dlaczego to zrobiłem. W Tobie coś po prostu było, to znaczy jest, co mnie...Pociąga? Nie powiem, że zrobiłem to nieświadomie, ale też tego nie żałuje- czułam, że się na mnie patrzy, ale po prostu nie mogłam, nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Przysunął się do mnie i delikatnie chwycił mnie za brodę. Podniósł moją głowę tak, że nasze oczy się spotkały -Nie rozstałem się z Anią, ale jeśli będzie taka potrzeba, jestem gotowy to zrobić- złożył przyjemny pocałunek na moich ustach. Odsunął się ode mnie, ale ja chciałam więcej.
-Jesteś cholernie uzależniający- powiedziałam i przyciągnęłam go do siebie. Pozbawił mnie koszulki, po czym ja zrobiłam dokładnie to samo. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, tym razem do innej. Położył mnie na łóżku, a następnie sam się nie mnie usadowił.
-Tęskniłem- znowu mogłam poczuć jego usta -Cholernie mi tego brakowało- uśmiechnęłam się.
-Mi też-
*
-Robert, wiesz że dopóki jesteś z Anią, nie będziemy razem, prawda?- leżałam oparta, o jego umięśniony tors.
-Zdaję sobie sprawę-
-Wiesz, że nie będziemy się na razie spotykać?-
-Wiem-
-Rozumiesz, że to, co się teraz stało, było całkowitym spontanem?-
-Oczywiście, że rozumiem- spojrzałam na niego.
-I to na razie ostatnia nasza wspólna noc?-
-W takim razie, musimy ją jak najlepiej spożytkować- odparł i znów znalazł się na mnie, a jego usta zostawiały ślady na całym, moim ciele.
*
   Przez weekend miałam wenę, dlatego rozdział tak szybko :) Następny będzie raczej za ponad tydzień. 

sobota, 6 kwietnia 2013

"Nie jest aż tak źle..."

   Od momentu, kiedy Marco wyszedł, siedzę na kanapie i tępo wgapiam się w telewizor. Nie mam ani ochoty, ani potrzeby nic robić. W mieście prawie nikogo nie znam, więc nawet nie mam z kim się spotkać. Z moich zamyśleń wyrwał mnie telefon.
-Mikołaj?-
-No a jak!- nie wierzę. Może wyjaśnię. Mikołaj to mój były chłopak, kiedyś o nim wspominałam. Nie rozmawialiśmy ze sobą od dłuższego czasu, więc jego telefon mnie lekko zaskoczył. Właściwe jest to miła niespodzianka.
-Coś się stało, że dzwonisz?- spytałam entuzjastycznie.
-No właściwie tak, ale spokojnie nic złego- odetchnęłam z ulgą -po prostu przyjechaliśmy do Dortmundu i...-
-Jesteś w Dortmundzie? To znaczy wy? Z kim jesteś?-
-Przyjechaliśmy rano, ja, Adrian i Paula- zaczęłam piszczeć jak szalona. Okazało się, że są tu tylko na dwa dni, no ale zawsze coś. Jak ja ich dawno nie widziałam. Mega za nimi tęskniłam. Kiedyś gadaliśmy, spotykaliśmy, imprezowaliśmy codziennie. To z nimi spędziłam najlepsze chwile moje życia.
-Musimy się spotkać. Gdzie jesteście?- okazało się, że są w pobliżu. Ubrałam się, chwyciłam torbę i wybiegłam z domu.
*
-Jula!!!- chórem krzyknęła cała trójka i rzuciła się na mnie. Ledwo złapałam równowagę. 
-Jezu, jak za wami tęskniłam! W końcu można pogadać z kimś normalnym-
-To gdzie idziemy?- spytała entuzjastycznie Paula.
-Słyszałem, że w "Hovels" można napić się dobrego piwa. Może tam pójdziemy?- zasugerował Adrian.
-To jest na drugim końcu miasta- żeby iść tam na piechotę, to trzeba mieć dużo czasu i dobrą kondycję.
-No a nie możemy pojechać autobusem czy coś?- spytała Paula.
-Autobusy rzadko tam jeżdżą, ale mam lepszy pomysł-
*
   Jest tylko jedna osoba, do której samochodów mam swobodny dostęp. Tak, chodzi mi o Roberta. Do tej pory nie oddałam mu kluczy do domu, które mi dał. Dlatego też, jak gdyby nigdy nic, mogę wejść do środka i 'pożyczyć' jego samochód. Zresztą, jest teraz na treningu, więc nawet się nie zorientuje, jeśli zniknie jeden z jego czterech samochodów.
-O kurwa, jakie cacko!- krzyknął z zachwytem Mikołaj i zaczął bliżej przyglądać się czarnemu porsche. 
-Do tego się w czwórkę nie zmieścimy, więc sugerowałabym wziąć ten- wskazałam na, stojące w po drugiej stronie garażu, Audi Q7.
-No, ten też nie jest taki zły- dodał entuzjastycznie Mikołaj.
-A opla nie ma?- spytał Adrian, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. 
-Dobra, jedziemy?- spytałam, a wszyscy zgodnie przytaknęli. 
   Chłopaki są już po kilku kolejkach piwa, które im cholernie posmakowało. Ja z Paulą wypiłyśmy w sumie około litra piwa, co jak na mnie jest całkiem sporo. Na co dzień nie gustuje w piwie, no ale z chłopakami nie można nie wypić. 
-Dobra, jedziemy do hotelu- zarządziła Paula, kiedy zauważyła, że chłopaki przestają kontaktować. 
-Nieee- odparł błagalnym głosem Adrian. 
-Wstawaj- próbowałam go podnieść i jakimś cudem, udało mi się -Daj mi kluczyki- zwróciłam się do Mikołaja.
-Dlaczefgo? Ja się czuje bafdzo dobrze...- wybełkotał i potknął się o krzesło. Cudem uniknął upadku -No może jednak masz racje- sięgnął do kieszeni i podał kluczyk. 
Łup!
-Debilu, uważaj!- krzyknęłam, kiedy Adrian otwierając drzwi, przypierdzielił nimi o murek. 
-Przepraszam- burknął i znowu walnął w to samo miejsce. Teraz na drzwiach jest lekkie wgniecenie. 
-Dasz radę prowadzić?- spytała Paula -Mi już trochę świat wiruje- 
-Bądź spokojna. A gdzie macie hotel?- Paula podała mi adres i ruszyliśmy. 
*
-No rzesz kurwa! Tłumaczyłam Ci, że zasłanianie mi oczu, kiedy prowadzę, nie jest mądrą zabawą!- zaczęłam wydzierać się na Adriana.
-Dobra, jeden samochód więcej czy mniej, nie zrobi mu różnicy- odparł ze stoickim spokojem Mikołaj.
-No właśnie zrobi!-
-Nie jest aż tak źle...- wtrąciła się Paula.
-Nie jest? Ten samochód jest w połowie rozwalony!- 
-No dobra, to co zrobimy?- spytała. Chyba tylko do mnie i do niej dociera co się stało. Rozwaliłam samochód Roberta, a te dwa debile siedzą na chodniku i się śmieją.
-Na pewno nie zadzwonię po żadną pomoc- 
-No to mamy tylko jedno wyjście- powiedział Mikołaj. Spojrzałyśmy na niego ze zdziwieniem -Po prostu zwiejmy stąd- 
-No chyba głupi jesteś. Wtedy dopiero będę mieć przesrane!- 
-Albo spróbujmy dojechać tym...- Paula spojrzała na samochód- ...czymś do jego domu i tam zostawmy- ten pomysł wydaje się całkiem logiczny. Wcisnęłyśmy chłopaków do środka. Z trudem udało mi się odpalić, a prowadzić było jeszcze gorzej. Na szczęście udało się dojechać na miejsce ( nie wiem jakim sposobem). W domu nie palą się żadne światła. Jest już wieczór, więc ktoś powinien być w środku. Otworzyłam garaż i wjechałam do środka. Audi to porządny samochód, nie powinien jeździć, a przejechałam nim z 15 km. 
-No i udało się!- krzyknęła z zachwytem Paula, kiedy wyszliśmy poza teren posesji. 
-Weźcie taksówkę i jedźcie do hotelu. Ja idę do domu- dałam im kila banknotów i poszłam do Marco. Nie mam ochoty z nimi dłużej przebywać... Co ja do cholery zrobiłam?! 
   Cichutko weszłam do domu.
-Gdzie byłaś? Dzwoniłem do Ciebie, zacząłem się trochę martwić- Marco zaatakował mnie, jak tylko weszłam do salonu. 
-Spotkałam się ze znajomymi. Jak trening?- spytałam, w celu zmienienia tematu. Marco zaczął opowiadać jaki to Jurgen dał im wycisk, jak to bolą go teraz wszystkie mięśnie i tak dalej. Mi głowę zaprzątała tylko jedna myśl: Co zrobi Robert? Po długim wywodzie Marco, zrobiłam się mega senna -Wiesz, pójdę się już położyć. Miałam ciężki dzień-
-Spoko, dobranoc- odparł z uśmiechem i włączył powtórkę jakiegoś meczu. 
   Po na prawdę szybkim prysznicu, wskoczyłam do łóżka.
-Moje nogi...- burknęłam i wzięłam telefon. 

"Przepraszam, postaram się to jakoś naprawić, ale będzie ciężko.
Jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, to nie długo to zauważysz 
i zrozumiesz tego SMS"
   Wysłano do Roberta. Mam nadzieję, że rano będę jeszcze żywa i że Robert nie zawiadomi policji. Chociaż wcale bym się nie zdziwiła...
*
   Cierpię na brak weny, więc przepraszam. Postaram się to wynagrodzić w następnym rozdziale :)